sobota, 17 października 2015

Jak zostałam Azjato-maniaczką czyli moja azjatycka podróż..

       Jak to się wszystko zaczęło? Czyli o początkach mojej podróży z Azją… Chyba większość was by wspomniała o Sailor moon. Jednak ja zaczęłam swoją przygodę od fushigi yuugi . Piękna dziewczyna mająca za zadanie zgromadzić grupkę przystojnych wojowników. Akcja umiejscowiona w starożytnych Chinach. Seria pełna humoru, napięcia i miłości. Była Emitowana na kanale Hyper. Oczywiście oglądałam Dragon Ball. Jednak to seria Fuushigi Uggi sprawiała ,że budziłam się o północy, kiedy wszyscy w moim domu spali aby obejrzeć powtórki. Doskonale również , pamiętam czas kiedy czekałam na nowy odcinek Shaman King. Jednak to podczas oglądania Naruto  nastąpił pewien przełom  dla mojej historii a mianowicie dowiedziałam się co to jest anime.
Z wiekiem zaczęłam czytać książki o Azji. I tak mój apetyt rósł w miarę jedzenia. Czemu właśnie Azja? Naprawdę , to nie wiem. Jako powód mogła bym powiedzieć ,że dla mnie to były bardzo odległe kraje , orientalne. Poruszające moją wyobraźnię. Jako dziecko wydaje mi się  , że troszkę idealizowałam kraje Azji. Kod Samurajów czy założenia kung-fu. To w głębi ducha gdzieś mi bardzo imponowało.
Kolejnym ważnym punktem dla mojej podróży są języki azjatyckie. Gdzieś na samiutkim początku chciałam się uczyć języka Japońskiego. Zainwestowałam ,swoje pieniążki urodzinowe. I kupiłam kurs do języka Japońskiego. Jednak zakończyło się to fiaskiem… Długo potem  bardzo chciałam się uczyć języka chińskiego. Niestety w moim mieście , gdy skończyłam liceum nie było kierunku sinologii czy nawet japonistyki. I po raz kolejny kupiłam fiszki do języka chińskiego. Jednak oczywiście , po jakimś czasie zajęły szlachetne miejsce w koncie. 
Rok później po przepracowanych całych wakacjach. Wykupiłam prywatne lekcje z nauczycielką. Zaprzyjaźniłam się z nią. Zapoznała mnie , z jej chińskimi znajomymi. Moim sklejanym angielskim , próbowałam się z nimi porozumieć. Często wynikały z tego śmieszne sytuacje  a czasem żenujące .
Wtedy odkryłam , jak ważny jest język angielski. Zawsze traktowałam ten język per. noga. Czyli jak zagadujecie  nie byłam najlepszą uczennicą.Wtedy to właśnie postanowiłam wyjechać na program au pair do Londynu. Jest to program, w którym za własny pokój , wyżywienie i kieszonkowe opiekujemy się dziećmi i wykonujemy prace domowe. Wydawało mi się ,że właśnie w sercu Anglii jest najlepiej się nauczyć języka angielskiego. No powiedzmy, że udało mi się to z różnymi skutkami. Jednak mam do tego ambiwalentne odczucia.
Dla mnie Londyn był stacją przesiadkową pomiędzy Polską a moją upragnioną Azją. Teraz wreszcie jestem na Tajwanie i uczę się języka chińskiego. Szkoła do, której chodzę jest placówką wyspecjalizowaną w nauczaniu  języka chińskiego obcokrajowców. Naprawdę , na dużym poziomie wykonują swoją pracę. Nie brak nam materiałów multimedialnych , lekcje są ciekawe. Jednak najważniejszym plusem jest dla mnie podręcznik , który jest bardzo praktyczny. Ich nauka ma na celu aby początkujący w  jak najszybszym czasie mógł się odnaleźć w prawdziwym życiu. Kiedy kilka pięter zajmują małe klasy i jest mnóstwo obcokrajowców , można poczuć ducha do nauki tego języka.

Tak , podsumowując naprawdę warto marzyć.  Nie poddawać się. Często niepowodzenia prowadzą nas do czegoś lepszego.

Ps. Mam jeszcze mnóstwo marzeń do zrealizowania ! 

4 komentarze:

  1. Po Tobie naprawdę widać, że marzenia się spełniają!
    Jak znalazłaś się na Tajwanie? Wyjechałaś na naukę prywatnie, a może dostałaś stypendium?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Opłacam wszystko z własnej kieszeni. Jednak czego się nie robi dla marzeń? :) A Jak Ty się znalazłaś w Pekinie?

      Usuń
  2. Mój kumpel studiuje sinologię i również przebywał przez ponad pół roku w Chinach. Ja z Azją najczęściej utożsamiam się podczas gotowania, bo kuchnię azjatycką uwielbiam ^^
    Pozdrawiam
    Mój blog - KLIK

    OdpowiedzUsuń
  3. Sailor Moon też, ale nie tylko.
    I zgadzam się, marzenia się spełniają, jak się im nieco dopomoże i weźmie los w swoje ręce.

    P.S. Uczę się japońskiego, natomiast to właśnie chiński wydaje mi się przy nim mega trudny. Jakaś chińszczyzna ;) Ale może kiedyś... Ale najpierw koreański!
    Pozdrawiam, Aśka z btth.pl

    OdpowiedzUsuń